Kup teraz na Allegro.pl za 38,76 zł - BAJECZKI I OPOWIADANIA DLA GRZECZNYCH DZIECI CD (12910782611). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Kup teraz na Allegro.pl za 39,17 zł - BAJECZKI I OPOWIADANIA DLA GRZECZNYCH DZIECI CD (14030324052). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! bajeczki dla grzecznych kotków MNIEJSZY BRAT Za oknem była juz noc i gwiazdy świeciły na niebie. Zuzanka była już bardzo śpiąca. Prawie już zasypiając * Jeśli chcesz zapisać się do mnie na lekcje online w formie transmisji na żywo, napisz: malujbaluj@gmail.comJak namalować słoneczniki? To łatwe! W tym filmi Kup teraz na Allegro.pl za 37,49 zł - BAJECZKI I OPOWIADANIA DLA GRZECZNYCH DZIECI CD (13907103925). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Bajeczki dla grzecznych dzieci-nagroda za dobre zachowanie życie jak w bajce-życie cudowne, wspaniałe, wyjątkowo piękne aż nierzeczywiste ksiaze z bajki-ideał mężczyzny, wymarzony mężczyzna miedzy bajki wlozyc-uznać coś za nieprawdziwe, zmyślone, wydumane, niemożliwe do zrealizowania Kup teraz na Allegro.pl za 35,79 zł - BAJECZKI I OPOWIADANIA DLA GRZECZNYCH DZIECI CD (14157274900). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Kup teraz na Allegro.pl za 37,18 zł - BAJECZKI I OPOWIADANIA DLA GRZECZNYCH DZIECI CD (13504720663). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Bajeczki i opowiadania dla grzecznych dzieci - Kwiatkowska Irena, w empik.com: . Przeczytaj recenzję Bajeczki i opowiadania dla grzecznych dzieci. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Audiobook cd Bajeczki i opowiadania dla grzecznych dzieci Audiobook CD Audio / Irena Kwiatkowska czyta Irena Kwiatkowska, 34,21 zł, Najtańsze audiobooki na Gandalf.com.pl dqI1in. W którym z komitetów wyborczych znajdziecie najciekawsze propozycje dla waszych portfeli? Głupia sprawa, ale…Od kilku tygodni staram się oglądać wszystkie konwencje dużych partii startujących w wyborach. Szukam w nich sensownych propozycji, które byłyby zapowiedzią budowy nowej, mądrzejszej gospodarki, doceniającej pracowitość, kreatywność i sukces. To straszne, ale takie propozycje znajduję głównie tam, gdzie się ich wcale nie spodziewałemZnacie mój pogląd na to, co proponują dla naszych portfeli główne siły polityczne. Z jednej strony mamy bardziej pośredników finansowych, niż polityków, dla których budżet państwa jest po prostu przepompownią pieniędzy, a wyborcy – klientami. Po drugiej stronie politycy wychodzący z założenia, że da się przelicytować populistów grając na ich również:Święty spokój kierowcy w dobie wysokiej inflacji? Bezcenny. Jak można (spróbować) ograniczyć koszty eksploatacji samochodu? I ile to kosztuje? [NOWOCZEŚNI MOBILNI]Jest plan na wakacje za granicą? Jest też problem: wysokie ceny i słaby złoty. Dwa sposoby, by nie dać się złapać w sidła kursowe [MOŻNA SPRYTNIEJ]Cyberbezpieczeństwo w bankach: technologie przyszłości. Jak zmieni się świat bankowości? [BANK NOWOŚCI]Przeglądając wyborcze programy głównych partii rozpaczliwie szukam propozycji, które pozwoliłyby mi śnić o państwie, w którym obywatele mają większy wpływ na to, jak są wydawane ich pieniądze z podatków, zaś państwo bierze tylko tyle pieniędzy, ile potrzebuje na hurtowy zakup usług publicznych dla obywateli. To dokładne przeciwieństwo myślenia też: Czytelnicy „Subiektywnie o finansach” ocenili propozycję Jarosława Kaczyńskiego. ZaskakująceCzytaj też: W konsekwencji konwencji, czyli czym się różni polityk od pośrednika finansowego?Z przerażeniem stwierdzam, że takie propozycje ma dla mnie właściwie tylko partia tak skrajna, że aż „niewybieralna”, czyli Konfederacja. Choć z jej programu wylewa się nietolerancja i niechęć do wszystkiego, co „obce” lub „inne”, niekatolickie oraz taka „kibicowsko-wojskowa” wersja patriotyzmu, której nie jestem w stanie strawić, to wylewają się też… niegłupie propozycje może nie wszystkie, bo dobrowolny ZUS, czy paliwo po 3 zł za litr to raczej bajeczki dla grzecznych dzieci niż możliwe do zrealizowania propozycje. Ale są u Konfederatów także pomysły proste, logiczne i będące przeciwieństwem populizmu gospodarczego. Przykłady?Mały zarobek bez podatku, czyli kwota bardzo wolnaKonfederacja proponuje bardzo proste rozwiązanie: zwolnienie z podatku dochodowego płacy minimalnej. I to się trzyma sensu. Skoro państwo uznaje, że istnieje kwota minimalna za pracę, poniżej której nikt nie powinien być wynagradzany, to ta kwota powinna być wolna od opodatkowania (podobnie jak emerytura). To zachęta do podjęcia pracy i rodzaj powszechnej ulgi podatkowej dla każdego, kto w Polsce kwota wolna od podatku wynosi zł rocznie dla osób najmniej zarabiających (przed 2017 r. było to zł dla wszystkich), ale jest zerowa dla zarabiających zł rocznie lub też: Polska państwem dobrobytu? Wziąłem takie jedno i sprawdziłem czego nam jeszcze brakujeCzytaj też: Ile w przyszłym roku muszą nam płacić za godzinę pracy? I czy to dużo, czy mało?Gdyby zastosować pomysły Konfederacji to przy płacy minimalnej wynoszącej zł brutto mielibyśmy kwotę wolną od podatku rzędu zł (równowartość euro). Dużo? W Finlandii kwota wolna od podatku obejmuje zarobki poniżej euro rocznie, w Szwecji – euro, w Wielkiej Brytanii – mniej więcej funtów, a w Austrii – 11 000 tym ostatnim kraju średnio zarabia się euro rocznie, co oznacza, że mniej więcej 25% przeciętnej pensji stanowi kwota wolna od podatku. Dla porównania: w Polsce średnia pensja wynosi zł rocznie, a mediana – zł brutto rocznie. Kwota wolna od podatku to przeważnie 5% sprawa, że w Austrii podatki są wyższe, niż u nas. W Polsce większość obywateli płaci 18%. A średnio zarabiający Austriak – jak już przekroczy kwotę wolną – płaci 36-43% podatku (w zależności od tego w jakim progu się zmieści).Tym niemniej pomysł Konfederacji jest prostą w konstrukcji ofertą – od małych zarobków nie bierzemy podatku, żeby później nie musieć z tego podatku wspomagać najuboższych. System poboru podatków byłby dzięki temu „lżejszy”. To jest filozofia, której mi brakuje w programach innych partii. Być może powinna być zastosowana również w przypadku przedsiębiorstw – dopóki mało zarabiasz, nie płacisz podatków. A jak staniesz na nogi – zaczynasz płacić (może nawet i progresywne).Owszem, są propozycje np. dosypywania pieniędzy dla najmniej zarabiających, ale to nie jest budowa nowego systemu, tylko korekty w ramach obecnie obowiązującego, w którym rządzący opodatkowują nas w sposób ukryty coraz wyżej i przeważnie na ślepo (czyli dowalając wszystkim po równo), a potem rozdają tak uzyskane pieniądze swoim „klientom”.Czytaj też: Utrapienia polskiego pracownika. Dostaje tylko jedną trzecią tego, co wypracujeCzytaj też: Czy mali przedsiębiorcy powinni płacić ZUS jako procent od dochodów? Bon Oświatowy, czyli ty decydujesz, państwo płaciDruga rzecz, która mi się bardzo podoba, a która niestety występuje tylko w programie Konfederacji, to bon oświatowy. Rzecz polegałaby na tym, że każdy rodzic dostawałby bon, za który „kupowałby” usługi oświatowe w wybranej przez siebie szkole. A za bonem szłyby pieniądze do danej szkoły. Dzięki temu najlepsze szkoły miałyby więcej pieniędzy na to, by stawać się jeszcze lepszymi, zaś dyrektorzy słabszych mieliby motywację, by się zupełnie inny system, niż obecna urawniłowka, w której płacimy państwu podatki, a państwo – na spółkę z samorządami – rozdziela je mniej więcej po równo między wszystkie o takie propozycje w jednym z poprzednich tekstów na „Subiektywnie…”, bo dzięki nim to podatnik decyduje jakie usługi są kupowane za jego podatki. Oczywiście: nie może to dotyczyć dróg, wojska, czy policji, ale już np. w przypadku usług podstawowej opieki zdrowotnej… Dlaczego nie mielibyśmy mieć bonów do ulubionych lekarzy, za którymi szłyby pieniądze z budżetu państwa na nasze leczenie?Konfederacja proponuje też Bon Kulturalny, dzięki któremu Polacy zdecydowaliby o tym jakie filmy, przedstawienia, muzea i wystawy finansować z podatków. Tutaj już byłbym ostrożny, bo kultura narodowa to ustrojstwo, które jednak wymaga najwyższej uwagi. Ale być może jakaś część kultury mogłaby być finansowana za pomocą bonów? Pojawiła się u Konfederatów sugestia, że gdyby był „bon telewizyjny”, to TVP zbankrutowałaby w pięć minut. Coś w tym jest ;-).Czytaj też: „Obiecaliśmy i dotrzymaliśmy” – mówią rządzący. Sprawdziliśmy ile obiecali i co „dowieźli”. I obliczyliśmy wskaźnik „obietnico-spełnialności”Smutno mi, że jedynym ugrupowaniem mającym świeże pomysły na „oddanie” władzy nad podatkami Polakom i na zmniejszenie redystrybucji tam, gdzie nie jest potrzebna (po co zabierać pieniądze biednym, żeby im je potem oddawać?) jest to, które tak trudno popierać z wielu innych Kto w młodości nie głosował na Korwina, niech pierwszy rzuci kamieniem ;-). Foto. PAFERE WIDEO Jasiu i Małgosiu – tatuś pracuje, za pracę dostaje pieniążki, bo to co robi komuś się przydaje i chce to kupić. Za te pieniążki tatuś utrzymuje was, mamusię, kupuje jedzenie, ubranie, zabawki, leczy was i opłaca szkołę. Żeby mógł pracować i odpoczywać po pracy to musi mieć pewność, że nikt go i was również, nie napadnie, nie skrzywdzi a jeżeli tak by się stało, to ten zły człowiek zostanie złapany i poniesie karę. Dlatego niewielką część pieniążków przeznacza na szeryfa i sędziego. CYTAT TYGODNIA Aby dobrze się żyło i pracowało w naszym miasteczku, kolejną część pieniążków tata oddaje dla Burmistrza, który dba by drogi były tam gdzie trzeba, by nikt nie pobudował w naszym osiedlu fabryki opon, by było czysto i miło. Ponieważ lubimy nasz kraj bo jest ładny, bo dziadkowie o niego walczyli, bo lubimy słuchać opowiadań o dawnych czasach, o dobrych królach, poetach i mędrcach, którzy tu mieszkali i tworzyli, i uważamy, że warto dbać i kontynuować ich dzieło, część pieniążków tata przeznacza na żołnierzy i panów co dbają o dobre kontakty z innymi krajami i zwierzchnika, który nimi sprawiedliwie zarządza dla naszego i swojego dobra. Drogie dziatki – pieniążki, które tata zarabia i których sam nie wydaje, bądź oszczędza – to są podatki. Te podatki są takie same dla wszystkich, bo przecież czy się zarabia dużo czy mało, tak samo kosztuje sędzia, szeryf czy burmistrz. Ale pewnego razu przyszli źli ludzie i powiedzieli tacie, że jest głupi i nie potrafi zadbać o was i oni teraz wszystko lepiej zorganizują, tylko muszą tacie odebrać większość jego pieniążków i wydadzą je dużo lepiej, niż on mógłby nawet pomyśleć. I dlatego Jasiu i Małgosiu nie będzie takich zabawek, jakie byśmy chcieli. Będą inne, jeżeli w ogóle będą. CYTAT TYGODNIA Złość jest naturalną rekcją człowieka na rozmaite sytuacje. Nie możemy sprawić, żeby zniknęła, zresztą wcale nie byłoby to dobre. Lepiej skupić się na tym, by dziecko nauczyło się wyrażać ją w sposób bezpieczny dla siebie i innych. Pomoże nam w tym bajkoterapia – metoda pracy z emocjami dzieci. Słuchając bajek terapeutycznych, dziecko ma szansę zrozumieć, skąd bierze się jego złość, jak rozpoznać, że się zbliża i w porę nad nią zapanować, tak by nie zamieniła się w destrukcyjny szał. Intensywne emocje Dziecku, któremu chcemy pomóc okiełznać złość, możemy przeczytać lub opowiedzieć bajkę o kimś, kto ma podobny problem. Na początku bajkowa postać nie radzi sobie z własnymi emocjami i ma z tego powodu sporo problemów – w domu, w szkole, w przedszkolu. Złoszczący się bohater bardzo spektakularnie wyraża swoją złość – krzyczy, tupie, może nawet pluć, rzucać przedmiotami czy bić innych. Rodziców często przerażają takie realistyczne opisy wybuchów złości i czytając, łagodzą je, żeby wszystko brzmiało trochę „grzeczniej”. Jednak w ten sposób odbierają bajce jej najskuteczniejszą broń – oddziaływanie poprzez prawdziwe emocje. Ich eskalacja jest potrzebna, aby mały słuchacz mógł zidentyfikować się z bohaterem i z całą intensywnością przeżyć jego trudną sytuację. Zresztą nie ma powodów do obaw – bohater bajki nie zostanie sam ze swoim problemem. Bajka terapeutyczna zawsze daje wsparcie, podsuwa realne pomysły na pokonanie kłopotów i szczęśliwie się kończy. Uwaga! Reklama do czytania Jak zrozumieć małe dziecko Poradnik pomagający w codziennej opiece Twojego dziecka Postać „eksperta” Bajkowy złośnik otrzymuje pomoc od innego bohatera opowieści, tzw. „eksperta” – to postać, która potrafi radzić sobie ze złością. Ekspertem może być człowiek – jednak raczej nie rodzic, już lepiej starsze rodzeństwo, babcia czy wujek. Lepiej jednak, gdy tę rolę odegra ulubiona zabawka, zwierzę, postać z książki czy z innej planety, a nawet mówiący przedmiot. Taki „ekspert” nie poucza i nie krytykuje małego złośnika, wręcz przeciwnie – okazuje mu zrozumienie. Dzięki temu dziecko słuchające bajki przekonuje się, że odczuwanie złości nie jest czymś złym, lecz naturalnym. Niewłaściwe może być jedynie zachowanie, którym rozzłoszczona osoba krzywdzi siebie lub innych – bicie, przezywanie, niszczenie przedmiotów. Bohater, a wraz z nim nasze dziecko, obserwując „eksperta”, uczy się właściwych reakcji na sytuacje, które zwykle prowadzą do napadu złości. Niemagiczne narzędzia pomocy Świat w bajkach terapeutycznych jest często fantastyczny – nie brak w nim wróżek, magicznych przedmiotów, mówiących zwierząt. Jednak to nie magia rozwiązuje problemy bohaterów – pomysły na okiełzanie złości są tu zawsze realne. Panna Burza, gdy wpada w gniew, liczy do dziesięciu i głęboko oddycha – to ją uspokaja. Wróżka Gburia-Furia, kiedy się złości, nie używa różdżki, lecz po prostu wychodzi do innej komnaty, by wyciszyć emocje w samotności. Tomek, sympatyczna pacynka z Pacynkowa, ma swoją „szufladę złości”, w której przechowuje przedmioty pomagające w sposób bezpieczny rozładować i wyciszyć złość. Bajkowych pomysłów „na złość” jest naprawdę sporo i wszystkie na miarę naszych dzieci. Rozmowa i zabawa Bajkoterapia to nie tylko czytanie i słuchanie bajek – to także to, co dzieje się później. Bardzo ważna jest rozmowa. Jeśli dziecko po lekturze bajki chce rozmawiać – koniecznie podejmijmy temat! Jednak bez moralizowania i pouczania, raczej słuchajmy i okazujmy zrozumienie. A jeśli dziecko milczy? Nie naciskajmy. Lepiej zaproponujmy zabawę w rysowanie własnej złości – jak mogłaby wyglądać, gdyby była zwierzęciem albo przybyszem z planety Emocji? Rysunek zwykle ułatwia rozmowę – można dopytać malca, dlaczego jego złość ma właśnie taki kolor i kształt, czy łatwo się żyje z taką złością, a do czego można ją wykorzystać i jak poskromić? Dobrym pomysłem na wspólną zabawę po bajce jest też pisanie listu do swojej złości lub wykonanie jej wizualizacji z gazet, balonów, masy solnej itp. A kiedy złość będzie już gotowa, może uda się z nią porozmawiać? Bajkoterapia pomaga nie tylko dzieciom, ale i rodzicom, warto więc, by i oni odważyli się zmierzyć z własną złością. Uwaga! Reklama do czytania Seria: Niegrzeczne książeczki Niegrzeczne dzieci? Nie ma czegoś takiego! Wierszyki bliskościowe Przytulaj, głaszcz, obejmuj, bądź zawsze blisko. Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli Rehabilitacja złości Jednym z zadań bajek terapeutycznych związanych z tematem złości jest przekonanie dzieci (a także rodziców), że kontrolowana złość jest człowiekowi potrzebna. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby pewne sytuacje nie budziły w nas naturalnego odruchu złości – inni mogliby nas bezkarnie krzywdzić, nie potrafilibyśmy oburzyć się na widok niesprawiedliwości, zbuntować przeciw przemocy. Bez uczucia złości bylibyśmy potulni, bezkrytycznie ulegli, słabi, bezbronni, podatni na manipulację. Czy tego chcemy dla naszych dzieci? Z pewnością nie, zatem pozwólmy im na odczuwanie złości, uczmy jednak, jak ją kontrolować, by mogła stać się źródłem siły i energii. Bajka terapeutyczna. Opowieści z Pacynkowa „Tajemnica tatusiowej szuflady” Rano obudził mnie szum deszczu. – O nie, tylko nie to! – jęknąłem. – Przecież dziś sobota i mam jechać z rodzicami na wycieczkę rowerową! Szybko wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem do okna, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście pada. Miałem nadzieję, że deszcz tylko mi się przyśnił. Ale to nie był sen. Deszcz padał naprawdę. I to porządnie. W naszym ogródku zrobiła się ogromna, błotnista kałuża, w której smętnie pływała moja konewka. – Jeżeli podobnie wyglądają ścieżki rowerowe w naszym lesie, to o wycieczce mogę zapomnieć! – pomyślałem. – Czy musiało się rozpadać akurat dziś?! Ze złości coś piekło mnie w gardle. Chciało mi się płakać. – Wstrętny, okropny, paskudny deszcz! Co on sobie myśli! – wycedziłem przez zęby i tupnąłem. A potem poszedłem do kuchni, żeby przytulić się do mamy. To zawsze pomaga. Ale wyobraźcie sobie, że w kuchni zamiast mamy stała pani Basia, nasza sąsiadka! Okazało się, że mama została pilnie wezwana do pracy, a tata niespodziewanie musiał pojechać do chorego kota babci Jadzi. Bo tata jest weterynarzem, czyli takim lekarzem od zwierząt i czasami jeździ do swoich pacjentów. Nie było więc ani mamy, ani taty. Tylko pani Basia. Ale do niej jakoś nie miałem ochoty się przytulać. – Jak oni mogli wyjść i mnie zostawić! – pomyślałem ze złością. Byłem tak wściekły, że nie mogłem zjeść śniadania. Po godzinie w brzuchu burczało mi już tak głośno, że pani Basia się przestraszyła. Myślała, że to nadciąga burza, taka z piorunami. A kiedy zorientowała się, że to nie burza tylko mój brzuch, zrobiła mi kanapki z dżemem. Spojrzałem na te kanapki i poczułem, jak wzbiera we mnie nowa fala straszliwego gniewu. Przecież ja nie lubię kanapek z dżemem! A w ogóle to w sobotę mama zawsze robi mi jajecznicę! Ależ byłem wściekły! I głodny! Miałem ochotę wyć i wrzeszczeć, gryźć i kopać! Moje ręce same zacisnęły się w pięści, czułem, że płoną mi policzki, a w brzuchu dzieje się coś dziwnego. – W sobotę nie jem kanapek! – krzyknąłem, a potem, niewiele myśląc, zrzuciłem talerz ze stołu. Pani Basia zmarszczyła brwi i kazała mi podnieść kanapki. – Uuuaaa! – zawyłem. – Nie będę niczego podnosił! Niech sobie pani sama sprząta! – wrzeszczałem i tupałem. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może powinienem przestać, ale nie dałem już rady. Krzyczałem dalej, a w końcu pokazałem pani Basi język i wybiegłem z kuchni. Ukryłem się w przedpokoju, w szafie między kurtkami i rozpłakałem się. Czułem się okropnie. Nie mogłem sobie darować, że znów dałem się ponieść złości. Bo, prawdę mówiąc, to nie był pierwszy raz… Kiedyś tak się zezłościłem, że ugryzłem moją koleżankę Zośkę, a innym razem zburzyłem Karolowi zamek z klocków, zdarzyło mi się też w straszliwej złości pomazać notes taty, a nawet kopnąć mamę. Tak, tak, jestem nerwusem – a przynajmniej tak mówi o mnie Zośka. – Ale ja wcale nie chcę aż tak się złościć! – pomyślałem i poczułem się jeszcze gorzej. Nagle usłyszałem, że otwierają się drzwi. To wrócił tata. Chwilę szeptali coś z panią Basią, a potem tata podszedł do mojej szafy. Pomyślałem, że tata nakrzyczy na mnie za te zrzucone kanapki i postanowiłem, że nie wyjdę z szafy. – Tomku, jesteś tam? – zapytał tata. – Tak – burknąłem. – I już tu zostanę … – dodałem stanowczo. Znów poczułem złość. Było tak, jakbym miał w brzuchu wielki, nadmuchany balon – balon złości. – Hmm…, wygląda na to, że jesteś bardzo zdenerwowany – stwierdził spokojnie tata i usiadł obok szafy. Ucieszyłem się, że tak sobie usiadł obok. I że nie robi mi wymówek. Poczułem, że chcę mu opowiedzieć, co się stało. Pomyślałem, że to zrozumie. – Pani Basia dała mi kanapki z dżemem! A ja przecież chciałem jajecznicę! I nie mogłem się przytulić do mamy, a ciebie nie było! I padał deszcz! – krzyknąłem i parsknąłem jak rozzłoszczony smok. Od razu zrobiło mi się lżej, zupełnie jakby z mojego balonu uszło trochę złości. – Widzę, że sporo się wydarzyło i jesteś naprawdę wściekły. Nie spodziewałeś się, że rano zastaniesz w kuchni panią Basię zamiast mamy, a potem kanapki zamiast jajecznicy. I byłeś głodny, a to bardzo nieprzyjemne uczucie. A na dodatek ten deszcz… Wiem, że bardzo cieszyłeś się na naszą wspólną wycieczkę rowerową, dlatego rozzłościło cię, że pada deszcz i rodziców nie ma w domu. – Tak, kiedy zobaczyłem za oknem tę wielką kałużę, od razu pomyślałem, że nigdzie nie pojedziemy… – powiedziałem, ale urwałem, bo znów zachciało mi się płakać. – I poczułeś się rozczarowany, a potem wściekły. Mnie też rozzłościł dzisiejszy deszcz – powiedział tata. – Ale nie zrzuciłeś swojego śniadania na podłogę… – westchnąłem. – Nie, ale zajrzałem do szuflady złości – powiedział tata tajemniczym głosem, jakby chciał wyjawić mi największy sekret. – Szuflada złości? A co to takiego? – spytałem przejęty i czym prędzej wygramoliłem się z szafy. Tata wziął mnie za rękę i poszliśmy do jego pokoju. Usiedliśmy przy biurku. Przytuliłem się do taty z całych sił. Znów przypomniała mi się ta wycieczka rowerowa. – Byłem rano strasznie wściekły… – szepnąłem. – Jak głodny lew? – zapytał tata. – Uhm – przytaknąłem. – I jak rozwścieczony tygrys, i jak niedźwiedź wyrwany z zimowego snu, i jak wilk, któremu ktoś ukradł obiad! – krzyknąłem i uśmiechnąłem się, bo rozbawiło mnie to wymyślanie wściekłych zwierząt. Tata pogłaskał mnie po głowie i rzekł: – Kiedy byłem mały, wylałem mojej niani zupę na głowę, bo kazała mi zjeść dziesięć dodatkowych łyżek, strasznie się wtedy rozzłościłem. No i wciąż gryzłem moją siostrę Marysię. – Ciocię Isię, dlaczego? – zainteresowałem się, bo ja też miałem na sumienie niejedno ugryzienie. – Z różnych powodów. Pamiętam, że kiedyś wrzuciła do ogrodowej studni trąbkę, którą dostałem od dziadka. Wściekłem się tak bardzo, że w nocy obciąłem jej warkocze! – zachichotał tata. – Naprawdę?! – nie mogłem uwierzyć. – Nigdy bym nie pomyślał, że ty też się kiedyś złościłeś tak jak ja. – O, pewnie, że się złościłem! I złoszczę się nadal. Każdy się czasem złości, synku. To zupełnie normalne, choć nieprzyjemne. – Ale teraz nikogo nie gryziesz, tato… – To prawda, Tomku. Kiedy jestem na kogoś bardzo wściekły, nie gryzę go i nie kopię, tylko jak najszybciej kończę rozmowę i wychodzę do innego pokoju. Bo gdy jestem zły, wolę pobyć sam. Otwieram wtedy moją szufladę złości – i tata wskazał na ogromną szufladę pod biurkiem. – To, co trzymam w tej szufladzie, uspokaja mnie – wyznał. – Pokażesz mi, co trzymasz w swojej szufladzie złości?! – poprosiłem i spojrzałem na tatę błagalnie. No i tata otworzył szufladę. – Mam tu papier i kolorowe flamastry. Lubię pisać listy do mojej złości, a potem je drę albo gniotę! Uwielbiam gnieść papier! – powiedział tata. I rzeczywiście w szufladzie leżało kilka zgniecionych, papierowych kulek. Wyglądały jak śnieżne kule oczekujące na bitwę. Tata wyjął jedną kulę, wycelował i bezbłędnie trafił do kosza na śmieci. – Ja też mogę spróbować? – zawołałem z entuzjazmem. Tata zgodził się i urządziliśmy sobie zawody w rzucaniu papierowych kul do kosza na śmieci. Fajna zabawa, mówię wam. A potem dalej oglądaliśmy zawartość tatusiowej szuflady. Była tam jeszcze taka mała piłka do ugniatania i organki. A na samym dnie szuflady leżał niewielki rulonik starannie zawiązany złotą tasiemką. – A to? Co to jest? – spytałem. Tata uśmiechnął się czule. – To listy od twojej mamy. Kiedy je czytam, przypominam sobie, że świat jest bardzo piękny. I że jest ktoś, kto mnie kocha, nawet jeśli czasem złoszczę się i krzyczę. – Napiszesz dla mnie taki list tato? Włożę go do mojej szuflady złości. Chcę mieć taką szufladę, pomożesz mi ją przygotować? – poprosiłem. A tata zwichrzył moją rudą czuprynę i rzekł: – Miałem nadzieję, że mnie o to poprosisz! I cały wieczór szykowaliśmy moją własną szufladę złości! Wszystkie prawa zastrzeżone dla „LIBERI” K. Klimowicz i P. Klimowicz Sp. J. z siedzibą w Warszawie. Foto